Teraz Piper stała się dojrzałą dziewczyną. Mija 6 lat od próby samobójczej. Ma już 16 lat. Nikt się nie spodziewał, że dziewczyna zmieni swoje życie. W czasie tych samotnych lat stworzyła Rosie, by nie czuć się samotna. Mówiła do niej, lecz tylko ona ją widziała. Dziś był jej dzień urodzin. Od mamy dostała naszyjnik z napisem "Piper". Cieszyła się.
-Wszystkiego najlepszego, Piper
-Dzięki, Rosie. Tyle czasu minęło i zapomniałam, że jeszcze ktoś o mnie pamięta.
-Ja o tobie pamiętam.
-Wiem, wiem, Rosie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
-Dzięki. To miłe.
Do pokoju wszedł lekarz.
-Witaj, Piper. Najlepszego.
-Dziękuję. Już drugi raz to słyszę. To miłe.
-Jak to drugi?
-No, bo Rosie też mi złożyła życzenia.
-Kim jest Rosie?
-To moja przyjaciółka. Właśnie stoi obok mnie. Nie widzi pan, doktorze?
-Szczerze, to widzę tylko ciebie i oprócz mnie to nikogo więcej.
-Powiedziała "dzień dobry"
Lekarz wyszedł na chwilę, by obserwować ją przez kamerę, zainstalowaną w jej pokoju. Kolega obok zapytał go.
-Co tak się jej przyglądasz? Podoba ci się?
-Nie, to nie jest śmieszne. Chodzi o to, że ma objawy schizofremii, ale dość późno się objawiła. Dopiero w czasie 6 lat w oddziale.
-Nie wiem, ale chyba nie ma wielu przyjaciół?
-Ma jedną o imieniu Rosie.
-Może to przez kolejne lata samotności tak reaguje. Od dłuższego czasu siedzi tu i nie ma kontaktu z rzeczywistością. Tego jej brakuje. Może weź ją na dwór i porozmawiaj otwarcie.
-Masz rację. Dzięki.
-Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć.
Lekarz poszedł do Piper, która znów siedziała przy oknie.
-Piper, już jestem. Powiedz mi, czy nie chcesz wyjść na podwórko?
-Bardzo chętnie, a ty Rosie?
-Co powiedziała?
-Zgodziła się. No to chodźmy.
Piper pod opieką lekarza wyszła na spacer. To był dla niej szok, wychodząc z ciemnego pomieszczenia.
-To Ziemia?
-Tak. Nic się nie zmieniło. Pooddychaj świeżym powietrzem i porozmawiajmy, dobrze?
-W porządku. A czy Rosie też może?
-Może, oczywiście.
Przechodzili wokół drzew.
-Jak tam? Lepiej?
-Tak. Dotleniona.
-Dobrze, jak się dzisiaj czujesz?
-Jest dobrze, tylko czuję czasami, że czegoś mi brak?
-Przyjaźni?
-Nie, bo mam Rosie. To mi wystarczy.
-Może domu?
-Niezbyt, ale chyba tęsknię za mamą. Czy ona jeszcze wie, że żyję?
-Na pewno.
Piper zauważyła kwiat róży.
-Co to jest?
-To róża. Nie pamiętasz?
-Rzeczywiście. To róża. Jaka piękna.
-Tak, a prawdziwe są najlepsze.
-Wiadomo.
-Kiedy poznałaś Rosie?
-6 lat temu, gdy ojciec odjechał, ja przez wieczór myślałam, co dalej.
-Czemu go nie lubisz?
-Nienawidzę go. Przecież wiem, że, gdy straciłam przytomność, martwił się mamą.
-Skąd to wiesz?
-Takie przeczucie.
Piper poczuła się słabo.
-Co się stało?
-Słabo mi. Możemy wracać?
-Dobrze. Już wracamy.
Lekarz zaprowadził ją osłabioną do łóżka.
-Nigdzie się stąd nie ruszaj. Dobrze?
-Tak, jasne.
Po kilku minutach wrócił z maską tlenową i resztą sprzętu medycznego, który musiał być na wszelki wypadek.
-Spokojnie, leż. Już lepiej?
-Tak.
-Wyśpij się porządnie. Dobrze ci to zrobi.
-Dobrze. Pójdę spać.
-Dobranoc.
-Dobranoc.
Piper nie zasnęła. Poszła do swojej mini-łazienki, by zażyć trochę tabletek na ból głowy. Połknęła jedną.
-5 minut i nie działa. Może jeszcze jedną.
-I znowu nic. Dobra jeszcze jedna.
Połknęła kolejny raz.
-I trzy nie działają?! To może ta czwarta. Błagam, niech zadziała.
Wzięła czwartą tabletkę. To były leki, które miała w torebce na wszelki wypadek. Popiła je wodą. 10 minut później, straciła przytomność. Upadła na podłogę. Każdy specjalista obserwował wszystkie obrazy z kamer. Były tylko zamontowane w pokojach, omijając łazienki. Dr. Clerk zauważył, że Piper nie była w łóżku. Znalazł ją w łazience.
-Cholera. Coś ty zrobiła?!
Zaczął jej udzielać pierwszej pomocy. Nie musieli przepłukiwać żołądka. Wystarczyła tylko resuscytacja, by uratować jej życie. Wróciła jej przytomność, odkaszlując.
-Ekhm... Co, co się stało?
-Już nic. Jest dobrze. Coś ty zrobiła, Piper?
-Bolała mnie głowa, więc wzięłam tabletkę, ale nie poskutkowało, więc wzięłam kolejną.
-Ile połknęłaś?
-W sumie to 4.
Poknoc 4 i żyć to je czud albo guwałt :D
OdpowiedzUsuń