Translate

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 5 : Niespodziewana wizyta

Piper leżała w łóżku pod opieką dr. Clerka. Ciągle pytał o powód połknięcia śmiertelnej dawki tabletek.

-Jak się czujesz?

-Lepiej, dziękuję. Jednak wciąż mnie głowa boli. Chyba 4 tabletki nie pomogły.

-Nie połykaj więcej, bo znowu coś się stanie. Po prostu przeczekaj to. A przy okazji to mi oddaj wszystkie tabletki, które masz i wszelkie leki.

-Nawet te na stres?

-Ile musisz je brać?

-Każdego dnia po jednej.

-Nie mogę ci na to pozwolić. Oddaj mi je.

-Dobra, niech będzie.

Przerzuciła torebkę do góry nogami i wyrzucała wszystkie lekarstwa, jakie tam miała.

-To wszystkie?

-Tak, na pewno. Dziwne.

-Co?

-Nie złości się pan na mnie i spokojnie mówi. Jak?

-Normalnie. Nie jesteś moją pierwszą pacjentką, którą leczyłem.

-A kogo jeszcze pan leczył?

-Mów do mnie doktorze.

-Dobrze, doktorze. A wracając do pytania, to kogo?

-Leczyłem też podobną dziewczynę, ale była nieco inna. Ciągle siedziała sama. Nie przeszkadzało jej to.

-Jak tu trafiła?

-Była dręczona w szkole. Połknęła tabletki przed w-fem i w czasie ćwiczeń straciła przytomność.

-Co było dalej?

-Gdy przepłukali jej żołądek, została wysłana na rozmowę w tym oddziale. Oczywiście ja się nią zająłem. Doszłem do wniosku, że stanowi dla siebie zagrożenie. Dlatego została odizolowana od świata.

-Jak na to zareagowała?

-Można powiedzieć, że nie było z nią łatwo. Kolejnej nocy połknęła prawie całe opakowanie tabletek nasennych.

-Przeżyła?

-Dodatkowo przecięła sobie żyły, by dać sobie większe szanse na śmierć.

-I umarła, tak?

-Nie. Ona przeżyła. Nadal jest w tym oddziale.

-Mogę się z nią zobaczyć?

-Lepiej, nie, ale jest ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć.

-Kto?

-Może pani wejść

Weszła jej matka.

-Witaj, słoneczko. Jak się trzymasz. W porządku?

-Tak. Jest dobrze. Wiesz, że on nie chce mnie widzieć w domu?

-Czemu? Martwi się o ciebie. Ciągle dopytuje.

-Nie kłam. Przecież wiesz, że to nieprawda.

-Chciałam cię podnieść na duchu. Myślę, że nic do tej pory nie narobiłaś?

-Nie. Mam nawet przyjaciółkę. Ma na imię Rosie.

-Gdzie ona jest?

-Właśnie się z tobą wita. Powiedziała "dzień dobry".

-Dostałaś ode mnie prezent?

-Tak. Śliczny. Noszę go zawsze. To mi przypomina o tobie, mamo. Tęsknię.

-Ja też, skarbie. Tylko ciągle nie chce cię widzieć. Co ja mam zrobić?

-Rozwiedź się z nim. To jedyne wyjście.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł.

-Chyba, że mnie nie chcesz.

-Nie smuć się. To nie tak. Po prostu nie mogę.

Lekarz porozmawiał z jej matką na osobności.

-Co z nią jest nie tak. Jaka Rosie?

-Cóż od 6 lat w zamknięciu, jest samotna. Stworzyła sobie przyjaciółkę, by nie czuć tej samotności.

-Chyba nie ma schizofremii?

-Nie, nie ma. Bez obaw. To przejdzie. Wie pani, że ona jest bardzo wrażliwa.

-W jakim sensie?

-Gdy jest zdenerwowana, traci siły i mdleje. Już to zaobserwowałem u niej.

-Ale na pewno nic jej nie jest?

-Na pewno. Dzisiaj wieczorem przedawkowała ilość tabletek, bo bolała ją głowa. Jak widzi ,pani, ona żyje. Szybko ją odratowałem. Na szczęście nic jej nie jest.

-Ja ją chętnie zabiorę, ale co z moim mężem. Jak on na to zareaguje?

-Proszę pani. Może nie powinienem wtrącać się w nie swoje sprawy, ale wolę, by przebywała w domu niż tutaj. Ona tutaj wariuje. Nie wie, co robić, wymyśla przyjaciółkę i często źle się czuje.

-Postaram się coś z tym zrobić.

-A czy wie pani, że to przez panią i pani męża próbowała popełnić samobójstwo?

-Nie rozumiem.

-Wyście tylko ją opuścili na chwilę i potem to zrobiła. Jest z wami bardzo zżyta i nie wyobraża sobie życia, sama.

-Teraz to ma sens. Mogliśmy chociaż zapewnić jej opiekę na tamten wieczór. Byłam głupia.

-Proszę się nie obwiniać, bo to nie cofnie czasu.

-Kiedy Rosie zniknie z jej życia?

-Jak wróci zapewne do normalnego otoczenia, czyli do domu.

-A co ze szkołą?

-Będzie chodziła do szkoły w grupie dla dzieci specjalnej opieki. W sensie nie niepełnosprawne, ale chore psychicznie.

-Przecież nie jest chora?

-Może, ale potrzebuje zaznajomić się z rówieśnikami. Może ją pani dzisiaj zabrać do domu?

-No dobrze, a co, jeśli on coś zrobi jej?

-Czy ją bił?

-Nie, ale surowo do niej podchodził. Gdy miała coś zrobić, to słuchała muzyki. Czasem wyrywał ją siłą, by wykonała najzwyklejszą czynność.

-To okropne. Nie nadaje się na ojca. Musi pani od niego odejść. Wtedy ulży pani cierpienie Piper.

-Dobrze. Załatwię to.

Oboje znowu zaczęli rozmawiać z Piper, która rysowała kredkami. Mimo, że miała 16 lat, wciąż lubiła coś malować i rysować.

-I co?

-Jak to, co? Coś mi się wydaje, że wracasz do domu.

-Naprawdę? Mamo, czy to prawda?

-Oczywiście, słońce. Rozwiodę się z twoim tatą i zerwę z nim wszelkie kontakty. Będziemy razem. Już nigdy nie wyjdę bez pozostawienia cię samej. Zobaczysz. Wszystko wróci do normy.

-Cieszę się, ale nie będziesz tego żałować?

-Na pewno nie będę.

-Doktorze, czy ja mogę?

-Tak, możesz, a nawet zalecam.

1 komentarz:

  1. O.O zalecam? co? W jakom dziulke? Gdzie? Kiedy? jak? Poco? W kuperrrr?

    OdpowiedzUsuń